Himalaizm zimowy to ciągła walka o życie!

Żona i dzieci zostały już poinformowani o jego śmierci, wszyscy byli przekonani, że himalaista już umarł. Tymczasem on "niczym zombie" powrócił do obozu, zyskując nieopisaną siłę, która kazała mu walczyć o życie. Ta sytuacja wydarzyła się naprawdę.

W ostatnich dniach całą Polską wstrząsnęła tragedia, do jakiej doszło na górze Nanga Parbat, na której pozostał polski himalaista, Tomasz Mackiewicz. Ekipa ratunkowa nie miała szans mu pomóc. Według relacji jego partnerki, Elisabeth Revol, Mackiewicz stracił wzrok, miał obrzęk mózgu, nie było z nim już kontaktu.

To, co wydarzyło się w ostatnich dniach, nie jest odosobnioną sytuacją. Himalaizm zimowy to ciągła walka o życie. Wiele osób, które odwiedziło te góry i z nich wróciło, mówi wprost, że Himalaje są ogromnym cmentarzyskiem. Ponad dwie dekady temu w tych górach zdarzył się jednak cud. Amerykański patolog, który chciał zdobyć szczyt Mount Everest, umarł i zmartwychwstał – tak tę niesamowitą historię można opisać w największym skrócie.

Ta historia, w którą aż trudno uwierzyć, dotyczy amerykańskiego lekarza Becka Weathersa, który w momencie dramatycznych wydarzeń miał 49 lat. 10 maja 1996 roku dwie grupy wyruszyły na szczyt Mount Everest. Patolog z Teksasu był doświadczonym wspinaczem, jednak Everest miał być jego pierwszym ośmiotysięcznikiem. Gdy znalazł się na wysokości ponad 8 tysięcy metrów, zaczął tracić wzrok.

Rob Hall, przywódca grupy, w której wspinał się Weathers, nakazał mu zostać w miejscu, w którym się znajduje. Cała reszta miała zdobyć szczyt i wrócić do 49-latka, by pomóc mu zejść. Na szczycie Everestu rozpętała się jednak burza śnieżna, w wyniku której zginął m. in. Hall. Weathers został odnaleziony przez przewodnika, Mike’a Grooma. Warunki były na tyle trudne, że amerykański patolog zaczął tracić przytomność. Wezwano pomoc, jednak ratownicy zadecydowali, że zabiorą ze sobą tylko osoby, które mają największe szanse na przeżycie. Weathers oraz Japonka Yusuko Namba nie otrzymali pomocy i zostali pozostawieni sami sobie. Niedługo później Japonka zmarła.

Zostawiając Amerykanina w górach, wszyscy byli przekonani, że mężczyzna nie żyje. Gdy na Mount Evereście rozgrywał się dramat, rodzina została powiadomiona o jego śmierci. Żona 49-letniego lekarza zdążyła już przekazać tę tragiczną wiadomość ich dwójce dzieci.

Weathers, choć osłabiony, nadal jednak żył. Gdy pewnego razu odzyskał przytomność, wydawało mu się, że obudził się we własnym łóżku. Rzeczywistość była znacznie brutalniejsza, Weathers postanowił jednak walczyć do końca. Pomimo ogromnego uszczerbku na zdrowiu ruszył w stronę obozu. Kiedy powrócił tam nadludzkim wysiłkiem, ratownicy dosłownie myśleli, że to atak zombie. Amerykanin bardziej niż człowieka przypominał potwora. Wszyscy byli w szoku, że Weathersowi udało się przeżyć. Natychmiast udzielono mu pomocy, a Amerykanin miał w sobie jeszcze na tyle siły, by z pomocą himalaistów zejść do kolejnej bazy.

W międzyczasie trzeba było sprostować pewne informacje. Żona lekarza otrzymała telefon, że jej mąż jednak żyje. W ciągu doby Beck Weathers zdążył umrzeć i zmartwychwstać. Żona mężczyzny bez zastanowienia podjęła się zorganizowania helikoptera, który poleci po jej męża. Weathers i ratownicy znajdowali się wówczas na wysokości ponad 6 tysięcy metrów, dlatego żaden pilot nie chciał podjąć się akcji ratunkowej. Jednak jeden z nepalskich pilotów, Madan Khatri Chhetri, podjął taką próbę.

Weathers przeżył, jednak w wyniku wyprawy stracił prawą rękę, części obu stóp, palce lewej ręki oraz nos, który później zrekonstruowano. Jego historię opisano w książce „Everest. Na pewną śmierć”, na podstawie której w 2015 roku powstał film „Everest”.

Zobacz także