Konie pod Morskim Okiem cierpią katusze. Dramat zwierząt nie ustaje zimą

Od wielu lat aktywiści starają się zwrócić uwagę na dramatyczną sytuację koni wykorzystywanych do przewozu turystów nad Morskie Oko w Tatrach. Niestety w tej kwestii nie widać wielu zmian. Oto, jak obecnie wygląda sytuacja koni pod Morskim Okiem. "Wiosną i tak pójdzie na kabanosy" - powiedział turystce jeden z woźniców.

Dramat koni pod Morskim Okiem rozgrywa się nie tylko w lecie, gdy zwierzęta są zmuszane do wożenia przeładowanych turystami dorożek w ponad 30-stopniowym upale. W zimie sytuacja wcale nie wygląda lepiej. I w sezonie zimowym nie brakuje chętnych, by wygodnie wjechać nad Morskie Oko dorożką – zamiast wejść pieszo. Obrońcy praw zwierząt już dawno powiedzieli „dość” całemu procederowi i aktywnie walczą o lepszą przyszłość koni. W sieci można podpisać petycję do dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego, w której organizacje zajmujące się pomocą zwierzętom apelują o zakazanie wykorzystywania koni do przewozu turystów w Tatrach. Obecnie ma ona ponad 130 tysięcy podpisów.

„Przyjmiemy pod opiekę wszystkie konie, które po likwidacji transportu miałyby trafić do rzeźni. Dzięki temu konie będą miały emeryturę, na jaką zasługują. Tylko likwidacja transportu konnego raz na zawsze przetnie spiralę śmierci i cierpienia koni ciągnących pseudoturystów do Morskiego Oka” – apelują aktywiści na stronie Kampanii przeciwko transportowi i ubojowi koni na Facebooku.

W ostatnim czasie na trasie do Morskiego Oka doszło do kilku głośnych incydentów, które zostały opisane na fanpage’u organizacji. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia jeden z koni przewrócił się, jednak woźnica nie zrobił sobie nic z wypadku, ładując wóz turystami i zmuszając konia do dalszej pracy. Po nagłośnieniu całego zajścia Tatrzański Park Narodowy zawiesił licencję furmana, który zataił wypadek konia.

Na stronie Kampanii przeciwko transportowi i ubojowi koni opisano również inną, także skandaliczną sytuację. Gdy w Sylwestra podróżująca pieszo turystka zwróciła woźnicy uwagę, usłyszała, że koń „na wiosnę i tak idzie na kabanosy”. „Konie były zmęczone. Zauważyłam ślady krwi na śniegu. Gdy zwróciłam uwagę jednemu woźnicy że koń jest zmęczony i go szkoda usłyszałam, że na wiosnę i tak idzie na kabanosy. Góral był bardzo agresywny słownie, krzyczał i wyzywał” – opisuje kobieta.

„Proponuję zamiast koni zaprzęgnąć chytrych górali do wozów. Wtedy nawet niech pięćdziesiąt kursów dziennie robią, a latem odpoczywają w pełnym słońcu, jak obecnie ich konie” – komentuje jeden z internautów.

Jeśli chcesz podpisać petycję w sprawie likwidacji transportu konnego na trasie do Morskiego Oka, kliknij tutaj.

Zobacz także