Legenda o Ślęży
Jako pierwsza pójdzie pod lupę legenda o podziemiach Ślęży. Prawdopodobnie żadna góra w Polsce nie jest tak owiana tajemnicą, jak ten dolnośląski szczyt. Wiążą się z nią legendy oraz przeróżne niezwykłe historie. Według niektórych podań właśnie pod Ślężą znajduje się brama do piekieł. Sama góra miała zaś powstać poprzez rzucenie głazu przez Lucyfera, w czasie bitwy aniołów z diabłami. Miał on być bowiem wściekły, ponieważ rzucił kamieniem, który zamknął mu wejście do podziemi. Ze złości tupnął w ziemię tak mocno, że powstała przełęcz, która została nazwana Tąpadła.
Istnieje też wiele historii o samych podziemiach i ukrytych w nich skarbach. Jedna z nich opowiada o XVI-wiecznym mistyku świdnickim. Myśliciel ten lubił ponoć błąkać się po stokach góry i poszukiwał w grotach skalnych spokoju oraz odosobnienia. Na szczycie Ślęży miał też w zwyczaju wygłaszać żarliwe kazania. Pewnego dnia podczas wędrówki natrafił na wejście do jaskini. Po przejściu przez wielkie drzwi zobaczył cztery siedzące postacie. Na stole obok świecy leżała księga posłuszeństwa. Myśliciel pozdrowił zgormadzonych po chrześcijańsku. Ci odpowiedzieli mu słowami "hic non pax”, co oznacza „tu spokoju nie ma”. Księga otworzyła się, a oczom myśliciela ukazał się przerażający widok. Były to ludzkie szczątki wymieszane z kosztownościami. Ponure postaci wyznały wówczas, że siedzą w tej jaskini i oczekują na sąd ostateczny. Nadmiar złych uczynków, które mają na swoim koncie nie pozwala im bowiem opuścić tego miejsca. Ratunkiem mógłby być jednak dla nich przybysz, który zabrałby z jaskini wspomniane skarby. Myśliciel Beer nie przystał jednak na tę propozycję i odszedł.
Wrócił w to miejsce po 8 dniach, aby zaproponować nieszczęśnikom własny warunek ich zbawienia. Po dotarciu na miejsce zastał już jednak tylko zawalone głazami wejście. Przed nim stał instrument ze srebrnymi i złotymi klawiszami. Jaskinia Beera miała znajdować się w rejonie głazowiska Olbrzymki, tuż obok niebieskiego szlaku ze Ślęży na przełęcz Tąpadła. Tam też właśnie najprawdopodobniej znajduje się ogromne bogactwo oraz szczątki ludzkie niewiadomego pochodzenia.
Legenda o Górach Sowich
Dawno, dawno temu, w osadzie ukrytej w dzikiej puszczy oraz w niedostępnych górach żył pewien bogaty kmieć. Był on ojcem siedmiu córek, a każda z nich cechowała się niespotykaną urodą. Kmieć miał tego świadomość i w związku z tym nie zamierzał wydać córek za byle chłystka. W grę wchodziła jedynie głowa w koronie. Niestety, mimo że nie brakowało młodzieńców, którzy ubiegali się o względy jego córek, nie znalazł się żaden, który byłby godny poślubić którąkolwiek z pięknych niewiast. One same zaś coraz bardziej miały za złe ojcu, jego upór w tej kwestii.
Pewnego dnia postanowiły więc uciec z domu. Tu z pomocą przyszedł im wędrowny kupiec, który podarował im czarodziejską chustę. Miała ona magiczną moc, która pozwalała zamieniać ludzi w zwierzęta. Był tylko jeden warunek. Czar przestawał działać dopiero, gdy zaczarowany człowiek przedostał się na drugą stronę gór. Córki zamieniły się więc zwierzęta i uciekły. Po zniknięciu córek kmieć zdenerwował się bardzo i od razu rozpoczął ich poszukiwania. Te nie przynosiły jednak żadnych rezultatów. Wściekły ojciec poprosił więc o pomoc czarownicę, mieszkającej w pobliskiej grocie.
"Pomogę ci, ale żebyś nie żałował"
– powiedziała kmieciowi wiedźma oraz postawiła mu warunek.
"Przebacz córkom, a zawołam je i same wrócą"
– dodała.
Chłop nie chciał jednak przystać na taką propozycję. Wiedźma dała mu więc zaczarowaną gałązkę.
"Gdy nią pomachasz, zamienisz się, w jakie chcesz zwierzę i dogonisz córki"
- powiedziała.
Dziewczęta zobaczyły, co zrobiła czarownica, i zamieniły się w zające. Ojciec pomachał różdżką i postanowił gonić je pod postacią jastrzębia. Te wówczas przybrały postać saren. Ojciec zaś przemienił się w wilka i zagonił córki-sarny na szczyt góry, skąd nie miały już gdzie uciec. Nie pozostało im nic innego tylko zamienienie się w ptaki. Przybrały więc postać sów i rozpierzchły się po grotach i dziuplach leśnych. Ojciec nie potrafił ich złapać. Odruchowo machając różdżką krzyknął "A to baran ze mnie" i zamienił się wówczas w barana.
I tak już zostało na zawsze. Jego córki wciąż zamienione w ptaki usiłowały w tym czasie odnaleźć drogę na drugą stronę gór. Nie mogły jednak odlecieć zbyt wysoko, by móc wydostać się z kniei. Zostały więc w ciałach sów i latają tak nad lasem pod dziś dzień. Od tego momentu też ludzie nazywają góry, w których zostały Górami Sowimi.