Zamek w Błesznie. Historia o rycerzu
W dzielnicy Błeszno na południu Częstochowy znajduje się ulica Owsiana. Wiąże się z nią pewna historia. Dawno temu, kiedy wieś Błeszno jeszcze nie marzyła o tym, że będzie kiedyś miastem Częstochową, stał tam piękny zamek. Jego właściciel, bogaty rycerz, był bardzo pobożny i gotowy służyć królowi na każde wezwanie. Aż do czasu, kiedy się z królem pokłócili. Oficjalnie nie wiadomo o co. Ale jak nie wiadomo, o co – to pewnie pokłócili się o pieniądze. Po tej właśnie sprzeczce rycerz był gotowy całym swoim oddziałem uderzyć na króla. I wygrał tę walkę. Po zwycięskiej walce wygłosił mowę, w której stwierdził, że jest równy Bogu. W tej samej chwili ziemia się otworzyła, pochłonęła zamek i wszystkich jego mieszkańców, a cały teren, gdzie kiedyś stało zamczysko, zalała woda i utworzyło się grząskie bagno. Według opowieści mieszkańców Błeszna dawniej mieścił się tam cmentarz, a teraz właśnie w tym miejscu znajduje się ulica Owsiana.
Zamek Olsztyn. Legenda o Wandzie
To historia romantyczna, związana z zamkiem królewskim, który stoi na wapiennym wzniesieniu. W XIV wieku to, co dzisiaj widzimy, było jednym z najpotężniejszych zamków obronnych. Ale zanim go zbudowano, na tym wzgórzu stał już inny zamek – własność młodego Albrechta. Albrecht miał ukochaną – Wandę, która zgodziła się zostać jego żoną. Wyprawiono wielkie, huczne wesele. Nagle w okolicach północy Wanda oznajmiła, że musi na moment wrócić do swojej komnaty, ale za chwilę będzie z powrotem. Godziny mijały, a kobieta nie wracała. Albrecht zaczął się martwić i dokładnie przeszukał cały zamek oraz teren wokół niego, ale nie znalazł nic poza kawałkiem tasiemki z sukni ślubnej, który był zawieszony na małej klameczce w komnacie basztowej.
Mijały lata, a zaginięcie Wandy dalej się nie wyjaśniało. Aż do czasu, kiedy w związku z wojennym zagrożeniem król Kazimierz Wielki kazał zamek przebudować i przysłał do zamku ekspertów. Ci sprawdzali mury basztowej komnaty i wtedy jeden z nich oparł się o tę klameczkę – tę samą, na której wiele lat wcześniej Albrecht znalazł tasiemkę – i zniknął. Wtedy inni budowniczy rozkuli mury tej komnaty i okazało się, że klameczka uruchamiała tajemniczą zapadnię. Zeszli w dół i znaleźli tam szkielet okryty długim welonem. Wanda w dniu swojego wesela musiała pechowo pociągnąć za tę klamkę i wpadła w zapadnię.
W niedługim czasie po tym makabrycznym odkryciu Albrecht opuścił zamek i on także zniknął. Po pewnym czasie od zniknięcia Albrechta o północy załoga olsztyńskiej twierdzy zaczęła widywać ubraną na biało zjawę księżniczki, która upominała się o prawa do zamku.
fot. pixabay.com
Zamek Olsztyn. Legenda o synu szlachcica
Po erze panowania Piastów zamek przeszedł w ręce księcia Władysława Opolczyka, który kiedyś bardzo chciał zostać królem, jednak koniec końców wolał spędzać czas na rozrywkach i na rozbojach. Nie był w tym sam. Miał towarzystwo – syna bogatego szlachcica. Kiedy ojciec dowiedział się, jak jego syn spędza wolny czas, najpierw ostrzegał. Ale kiedy to nie pomagało, wydziedziczył chłopaka i zagroził wysłaniem do klasztoru. To się oczywiście młodzieży nie spodobało. Chłopak okradł ojca, a potem uciekł z domu. Niestety miał pecha i wpadł w ręce pogoni, którą tata wysłał za nim i w nierównej walce został ugodzony w bok. Zawieziono go do zamku, do przyjaciela – księcia Władysława. Tam rana okazała się bardziej poważna niż się wydawało i chłopak następnego dnia zmarł.
Ojciec, który bardzo tę śmierć przeżył, kazał syna pochować w podziemiach zamku. Kilka dni później straż usłyszała dziwne odgłosy – brzęczenie monet, chrzęst łańcuchów. Dopiero kilkaset lat po jego śmierci znaleźli się odważni, którzy przeszukali podziemia zamku. Podobno spotkali tam starca ubranego w zakonny habit i wznoszącego ręce ku niebu. Legenda mówi, że to był właśnie syn szlachcica.
fot. shutterstock.com
Blachownia. Duch w Miejskim Domu Kultury
W Miejskim Domu Kultury w Blachowni mieszka podobno duch kobiety. Jest to sprzątaczka Anna, która w czasie II wojny światowej zajmowała się rannymi partyzantami. Mordowali ich Niemcy, a potem rozstrzelali również Annę. Ona nigdy stamtąd nie odeszła i straszyła niedobrych ludzi – tak przynajmniej opowiadają pracownicy Miejskiego Domu Kultury. Animatorzy, którzy tam pracują, podczas wieczornych prób nieraz podobno słyszeli, jak ktoś chodzi, puka w ściany, zamyka drzwi. Chociaż nikogo poza nimi w tym budynku nie było. Żarówki nagle gasną, skrzypią drzwi, a budynek sąsiaduje z komisariatem policji. Ten duch jednak nawet mundurowych się nie boi. Być może straszy przy ulicy 1 maja dlatego, że posterunek odwiedzają przestępcy, a przecież to źli ludzie. Tak podejrzewają mieszkańcy.
Kilka lat temu, kiedy prowadzono remont Miejskiego Domu Kultury, próbowano ducha stamtąd wypędzić. Na czas remontu podobno się wyniósł i do tej pory nikt jeszcze go nie słyszał. Ale kto wie, czy nie wróci?
Zapora na rzece Stradomce i biały pies
Kiedyś ta rzeka nazywała się Rybna. Obecnie jest tam zapora. Budując ją wiele lat temu rzemieślnicy uznali, że żeby tama była bezpieczna, powinno się na jej dnie żywcem zakopać psa, który będzie stróżem. To straszne, ale tak głosi legenda sprzed wielu lat. Żaden z pracowników jednak nie miał psa. Zaczęli więc szukać w okolicy. Znaleźli gospodarzy, którzy mieli psy – w pobliskich Brzózkach. Oczywiście gospodarze nie chcieli się zgodzić i nie zamierzali oddać swoich zwierząt. Na noc przed uruchomieniem tamy jeden z budowniczych niemieckich wykradł z gospodarstwa białego psa. Wspólnie z innymi zakopał go w miejscu, w którym stanęły fundamenty tamy. Dziś w księżycowe noce nad zalewem w Blachowni można podobno zobaczyć białego psa, który wychodzi z wody i biegnie ku Brzózkom, do gospodarstwa swojego pana, żeby rano znów wrócić do jeziora.
Blachownia. Historia hutnika Marcina
Pomiędzy Starą Blachownią a Ottonowem znajduje się mostek na niewielkim strumyku. Wzdłuż drogi rosną tam olchy. Jeszcze przed wojną kobiety, które pracowały w okolicznej hucie, opowiadały o duchu, który się przy tym mostku kręcił. Z nim związana jest historia hutnika Marcina, który późnym wieczorem wracał do domu w Ottonowie i kiedy przechodził przez mostek, drogę zastąpił mu łysy mężczyzna w czarnym kubraku ze złotymi guzikami. Kiwnął na niego, by Marcin do niego podszedł. Miał podobno straszny wzrok. Hutnik nie zastanawiał się długo i po prostu uciekł w pole. Usłyszał wtedy głos: „Nie znajdziesz drogi do domu póki świt nie nastanie, człowieku”. Tak się stało. Hutnik całą noc błądził po łąkach i polach wokół huty. Rano zbudził się przy drodze. Podobno nie był jedyny, bo wielu innych mieszkańców też mówiło o przechadzającej się zjawie na tym mostku.