Heca hecą, a latka lecą -
[żahnęła /
żachnęła /
rzachnęła] się rzewnie Żaneta z Żyrzyna. Przebóg! Toż to huk czasu od studiów, a tu
[znienacka /
z nienacka], gdy jak
[co dzień /
codzień] sięgała po świeżo
[zapażoną /
zaparzoną /
zapażonoł] nescafé i
[croissanta /
krłasanta ], przyszła wieść o zjeździe całego rocznika. Jaźń
[zawżała /
zawrzała] od kolaży minionych zdarzeń jak po zażyciu ayahuaski. Ongiś, studiując w Gołębniku, tworzyli supertrio à la
[papużki /
papuszki]nierozłączki.
Ważysław z Horyńca-Zdroju miał żyłkę hazardzisty. Bez
[wahania /
wachania], acz nie bez cholagogi, żywił się w hardcore’owym barze "Smok" – takim fast foodzie à rebours, wartym wszystkich gwiazdek Michelina. Modus operandi polegał w nim na
[chyrzości /
chyżości /
hyżości ] konsumpcji i utrzymywaniu wzrokowego kontaktu z talerzem. Chwila
[nie uwagi /
nie u wagi /
nieuwagi ]a już
[czychajonce /
czyhające] zewsząd
[sztućce /
śtućce] dokonywały redystrybucji około trzytygodniowego bigosu, lokując go w
[tżewiach /
trzewiach /
trzewiah ] słabo uposażonych krakusów z
[pół świadka /
półświatka /
pułświadka].
Żądanie zwrotu korzyści było haniebnym
[faux pas /
fopa] zagrożonym
[honorowym /
chonorowym] rękoczynem, więc nikt o byle bigos nie ważył się
[sważyć /
swarzyć /
sfażyć ]. Raz jednak pewien zhardziały chojrak z
[ciupaszką /
ciupażką] pod cuchą, ani chybi eks-Podhalanin, miał czelność ustrzec swoje flaczki przed
[grabierzą /
grabieżom /
grabieżą ] Na pewno do dziś mu one bokiem wychodzą.